środa, 15 kwietnia 2015

                                                                      Chapter 2
Eve
    - Dziewczyny wstawajcie! Spóźnimy się przez Was! - usłyszałam krzyki mamy.
    - Jeeszczee pięęć minuut. - powiedziałam ziewając.
    - Macie dwadzieścia minut! - dała nam stanowczo do zrozumienia że nie da nam już pospać i zabrała nasze walizki na dół.
    - Będę pierwsza! - krzyknęła Joana wstając z łóżka z prędkością światła i zamykając się w łazience.
    - Tylko się pośpiesz!
    - Chciałabyś. - odpowiedziała .
Stwierdziłam, że nie chce mi się czekać aż łaskawie wyjdzie z łazienki. Ubrałam się w czarne rurki i bluzę, a na nogi nałożyłam trampki. Zbiegłam na dół, wzięłam kluczyki od Nissana wyszłam na podjazd.
- Gdzie się wybierasz? - zapytał Frank.
    - Joana znów była szybsza, dlatego jadę do Hana i zaraz wrócę.
    - Okay, jedź tylko wróć cała i się nie spóźnij.
Zdziwiło mnie że się zgodził. Wsiadłam do samochodu i ruszyłam. Po czterech minutach byłam pod domem przyjaciela. Zapukałam do drzwi. Po chwili usłyszałam dźwięk otwieranego zamka.
    - Eve, wróciłaś! - wykrzyknął radośnie Han przytulając mnie tak mocno że nie mogłam oddychać.
    - Śpieszę się, Joana była szybsza, znowu. Więc z łaski swojej puść mnie, okay?
    - Okay, wchodź. Zaraz Ci uszykuje ręcznik. - powiedział śmiejąc się ze mnie że przyjechałam tylko wziąć prysznic. Podał mi ręcznik i wskazał już dobrze mi znane drzwi jego łazienki. W czasie kiedy brałam prysznic usłyszałam dziwną rozmowę telefoniczną:
    - Jest u mnie Eve … Bierze prysznic ... Za dziesięć minut … Okay, przecież pamiętam … Do następnego ...
    Z kim on rozmawiał? I o czym on pamięta? Muszę się czegoś dowiedzieć. Spojrzałam na telefon. Zostało pięć minut. Zeszłam do salonu. Han siedział na kanapie i coś oglądał.
    - Muszę już jechać. - oznajmiłam. Wstał i mnie przytulił. Jaka ze mnie wyrodna przyjaciółka. Jak ja mogłam nie zauważyć. - Co się stało? - zapytałam wskazując na jego podbite oko.
    - Nie ważne. To nie Twoja sprawa.
    - Dobra, niech Ci będzie. Będę tęsknić. - mówiąc to wtuliłam się do niego.
    - Przecież wiesz że ja bardziej. A wiesz że zostały Ci trzy minuty?
    - O fuck. - podbiegłam do samochodu, pomachałam do Hana. Kiedy odjeżdżałam zauważyłam jak macha do mnie jak jakiś psychopata, cały on. Będzie mi go brakować.
    Po drodze zadzwoniłam do Franka że pojadę od razu do portu. Zanim jednak tam pojechałam mój żołądek przypomniał mi że nie jadł dzisiaj śniadania, więc wstąpiłam do Burger King'a. Wjeżdżając do portu zauważyłam Joane trzymającą w ręku kartkę z napisem „Eve to trol”. Zabije ją. Zaparkowałam na promie i podeszłam do niej.
    - Sama jesteś trolem.
    - Też Cię kocham siostrzyczko. - powiedziała głupio się uśmiechając. Poszłyśmy poszukać Franka i mamy. Gdy ich znaleźliśmy pokazali nam kajutę i powiedzieli że będziemy płynąć trzy dni. Co?! Ja i Joana w jednej kajucie przez trzy dni? Co ja im takiego zrobiłam?


To były trzy najnudniejsze dni w całym moim życiu. Zwiedziłam cały prom w wzdłuż i w szerz chyba z dziewięć razy. Jedną jedyną rzeczą która mnie zaciekawiła było Bugatti Veyron identyczne do Bugatti Hana. Może to czysty zbieg okoliczności. Ważne że dobiliśby do brzegu. Nie wiedziałam że w Australii jest tak ciepło. Mogłam słuchać p.Hall na geografii, a nie muzyki. Miałam na sobie jeansy, więc wyobraźcie sobie jak było mi cholernie gorąco.
    - Trzeba było ubrać spodenki tak jak ja,a nie teraz kisić się w jeansach. - musiała mi dogadać na dzień dobry.
    - Hahaha, śmieszne w chuj. Gdybym wiedziała, że jest tu tak ciepło to bym je ubrała, ale nikt nie raczył mnie o tym poinformować. - powiedziałam.
    - Dziewczyny chodźcie na górę do samochodu. Mama już czeka. - oznajmił Frank.
    - Chciałeś chyba powiedzieć do samochodów, co nie? - to znów było silniejsze ode mnie. Frank nie lubi kiedy go się poprawia albo mówi, że nie ma racji, a ja wprost uwielbiam to robić.
    - Czy ty zawsze musisz mnie poprawiać?! - spytał podirytowany.
    - Okay, już nie będę. - odpowiedziałam idąc razem z nimi na górny pokład. Mama już na nas czekała. Dała mi kluczyki. Wsiedliśmy do samochodów i ruszyliśmy. Po godzinie jazdy byliśmy na miejscu. Spokojna dzielnica, duży dom z garazem. Jak dla mnie to zbyt normalne. Znając moje „szczęście” pewnie któraś z sąsiadek to wredna i wkurwiająca suka. Wyciągnęliśmy walizki i pudła z aut i zanieśliśmy do salonu. Dom w środku był jeszcze większy niż od zewnątrz. Duży salon z jadalnią, kuchnia z wysepką, biuro Franka i mamy oraz ich sypialnia z łazienką znajdują się na dole, a na górze były dwa pokoje połączone łazienką.

Obudziłam się koło piętnastej. Wyjrzałam przez okno, taki nawyk z L.A. Nie widziałam samochodów rodziców, tak dobrze słyszeliście RODZICÓW, ale Frank zawsze zostanie Frankiem. Zeszłam do kuchni z zamiarem wypicia mleka czekoladowego. Zamiast mleka znalazłam liścik. Jak ja uwielbiam liściki z rana.
„Dziewczynki śniadanie macie w lodówce, fajnie by było jakbyście zrobiły porządek w garażu. My pojechaliśmy załatwić sprawy związane z przeprowadzką, a potem wjedziemy na zakupy, Wrócimy około siedemnastej. Kochamy. Mama i Frank”
Poszłam obudzić Joane, ale w połowie drogi do jej pokoju przemyślałam sobie jedną sprawę. Jak ją teraz obudzę to znów zajmie łazienkę. Choć raz chciałam poczuć jak to jest, ale stwierdzam że to nic nadzwyczajnego. Skierowałam się do pokoju siostry, otworzyłam drzwi i naskoczyłam na nią.
    - Wstawaj, trzeba posprzątać w garażu. - krzyknęłam prosto do jej ucha. - Za pół godziny widzę cie w garażu, a i śniadanie masz w lodówce. - powiedziałam wychodząc z jej pokoju.
Otworzyłam garaż i zaczęłam rozpakowywać pudła. Miałam wrażenie że ktoś mnie obserwuje, ale dla własnego bezpieczeństwa nie chciałam się odwracać, więc zerknęłam w ekran mojego telefonu i co widzę??? Jakiegoś czerwonowłosego chłopaka gapiącego się prosto na mój tyłek. Wtedy do garażu weszła Joana.
    - Pomóc ci? - zapytała.
    - Już skończyłam. - odpowiedziałam wkurzona, jak zwykle księżniczka nic nie robi.
    - Przecież mogłaś na mnie poczekać.
    - Wolałam to zrobić sama niż czekać na ciebie dziesięć lat zanim pofatygujesz się tu przyjść. Już nie mówiąc że ty zawsze się spóźniasz.
    - Dobra, dobra. Lepiej powiedz czy już wymieniłaś te świece.
    - Trzecia szuflada po lewej, podasz? - spytałam podnosząc maskę Nissana. Siostra podała mi świece. Gdy pochyliłam się nad autem poczułam za sobą czyjąś obecność.
    - Może ci pomóc? - zapytał czerwonowłosy.
    - Nie. Dam sobie rade. - odpowiedziałam.
    - Tak ogólnie to jestem Michael i mieszkam naprzeciwko.
    Co z niego za zboczeniec, ja bym nie miała odwagi mówić do kogoś i jednocześnie patrzeć się tej osobie w biust.
    Zamknęłam maskę auta i stanęłam obok siostry.
    - Ja jestem Eve, a to moja siostra Joana. - przedstawiłam nas, podając mu rękę.
    - Oh, już przyjechała. - powiedział.
    - Kto? - zapytała siostra.
    - Moja siostra Iggy. - mówiąc to skierował się na swój podjazd na którym właśnie zaparkował czarny Dodge Challenger SRT z czerwonym pasem. Z niego wyszła drobna brunetka z czerwonymi końcówkami.
    - Mówiłem żebyś nie jeździła, prawda? - krzyknął na siostre.
    - Nie sraj tęczą Michael. Byłam tylko w sklepie. - odpyskowała mu. Już ją lubie.
    - Siemka. - zaczęłam żeby rozluźnić napięcie między rodzeństwem.
    - A to kto? - zapytała.
    - To Eve, a to Joana. Nasze nowe sąsiadki. - wyjaśnił.
    - W takim razie witam w sąsiedztwie. Jestem Iggy. - powiedziała z uśmiechem na twarzy.
    Nagle usłyszeliśmy krzyki za nami.
    - Czy wy zawsze musicie się tak głośno zachowywać? - krzyknęła do nas nieznana mi starsza pani.
    - Niech się pani zajmie czymś innym niż uprzykrzanie nam życia. - powiedział Michael.
    - Jeszcze jedno słowo, a …
    - Zrobie z pani szanownej dupy jesień średniowiecza, więc niech sobie pani już idzie. - odszczekałam tej starej babie, już nie mogłam jej słuchać.
    - Dzwonie do twoich rodziców. Jak się nazywasz?
    - Sally Meatball. - odpowiedziałam.
    Najwyraźniej uwierzyła bo się ulotniła.
    - Jesteś genialna! - usłyszałam z ust Iggy.
    - Niby czemu? - zapytałam.
    - Po raz pierwszy ktoś załatwił Muryel. - wyjaśniła.
    - Dzięki.
    - Do jakiej szkoły będziecie chodzić? - zapytała.
    - Do Christian coś tam School. - odpowiedziała Joana.
    - Czemu wszyscy muszą chodzić do tej szkoły. To nie fair, że muszę chodzić do szkoły w Hornsby.
    - To pogadaj z rodzicami żeby cie przepisali. - zaproponowała Joana.
    - O nie! Nie ma mowy! Ona nie będzie chodzić do tej samej szkoły co ja. - zaprotestował Michael.
    - A to dlaczego? - zapytała oburzona Joana
    - Jak mówie nie, to nie. Koniec tematu. I się nie interesuj. - naskoczył na moją niczego winną siostre, a po chwili odjechał w nieznanym mi kierunku. Wtedy dostałam sms'a.
    Nieznany: Wyścig. Dzisiaj. O 23.
    Ja: Gdzie?
    Nieznany: Liczyłem na taką odpowiedź. Lotnisko przy A14.
    Ja: Kim jesteś?
    Nieznany: Znasz mnie, ale dowiesz się w swoim czasie.
    - Kto to ? - zapytała Joana.
    - Nie interesuj się.
    - Dziewczyny, ja już lecę. Miło było was poznać. Do następnego. - pożegnała się Iggy.

Było koło dwudziestej trzeciej. Wahałam się czy jechać czy nie, ale pokusa była zbyt wielka. Zeszłam na dół i jak zawsze szukałam mojego drugiego buta. Eve ale z ciebie nie ogar.
    - Gdzie się wybierasz? - zapytał Frank.
    - Nie mogę spać, jadę sobie pojeździć.
    - Pamiętaj że mi coś obiecałaś.
    - Wiem.
    - A jeśli szukasz buta to jest na blacie w kuchni.
    Powędrowałam po buta zastanawiając się jak się tam znalazł, no nic muszę się pogodzić że mam skleroze.
    Gdy dojechałam na miejsce poczułam się jak w L.A. Szybie tuningowane auta, zapach spalin. Kiedy szukałam wolnego miejsca do zaparkowania w tłumie tych wszystkich miłośników wyścigów zauważyłam znaną mi już czerwoną czuprynę Michaela. Zaparkowałam nie daleko niego. Chciałam podejść, ale w połowie drogi z kimś się zderzyłam.
    - Patrz jak łazisz tępy azjato!
    - Nie jestem azjatą!

    - Powiedz to swoim skocznym oczom!
    - Przestań, bo …
    - Bo co Calum? - nie wierze, to nie może być on, a jednak.
    - Han?
    - Nie, twoja babcia.
    - Podeszłam do niego i mocno się wtuliłam.
    - To wy się znacie? - zapytał zdziwiony, jak mu tam, Calum? Chyba tak. W każdym razie chodzi mi o tego azjate, który upiera się że nim nie jest, ale dobra nie mu będzie.
    - A tak jakoś wyszło co nie prosiaczku? - wyjebie mu kiedyś za tego prosiaczka.
    - Taa.
    - To wy ten tamten? Han nie chwaliłeś się.
    - Bo nie ma czym! - krzyknęłam.
    - Wstydzisz się mnie?
    - My nie jesteśmy razem kretynie! - z kim ja żyje?
    - Okay, Eve to moja przyjaciółka przyjaźnimy się od piaskownicy. - wyjaśnił.
    - Aaa, bo ja myślałem … - zaczął Calum.
    - to źle myślałeś. A poza tym to sorry że tak na ciebie naskoczyłam.
    - Spoko.
    - A tak w sumie to skąd wiedziałaś o wyścigach? - zapytał Han.
    - Dostałam sms'a.
    - Od kogo?
    - Nwm, ten ktoś napisał że go znam ale dowiem się w swoim czasie kto to. Więc myślałam że to Ty.
    - Nie, to nie ja.
    Przypomniało mi się że nie zamknęłam auta więc zerknęłam czy jeszcze je posiadam i tak, nadal je posiadam. Ale zaraz. Co?! Jak to możliwe?! Przecież oni, to, co on tu robi?!
    - Ej, Eve co jest? - zapytał Han.
    Wskazałam miejsce obok mojego samochodu i zapytałam.
    - Ty też Go widzisz?
    - Ale jakiego Go? - zapytał.
    - Romana. - odpowiedziałam.
    - Rozmawialiśmy już o tym. Oni wyjechali, ich nie ma. Musiało ci się przewidzieć. - próbował mi wmawiać że mam przewidzenia. Fakt oni wyjechali, ale z L.A. , i nie powiedzieli gdzie się wybierają.
    - Eve ja już lecę. Trzymaj się. - pożegnał się Han przytulając mnie. Pięknie, zostawił mnie samą z Calumem. Postanowiłam go trochę powypytywać.
    - Calum, kto to jest? - wiem nie powinnam ale muszę wiedzieć czy to on czy nie.
    - Ten murzyn? - zapytał.
    - Tak.
    - To Roman, zazwyczaj przyjeżdża z takim blondasem, ale dzisiaj go nie ma.
    - Z Brian'em?
    - Tak.
    - Dzięki, jestem twoją dłużniczką. Do następnego.
    - Pa.
    Chciałam iść do Romana i go zaskoczyć, ale to ja zostałam zaskoczona. Na teren lotniska wjechała policja z Frankiem na czele. Fuck!!! Skąd on wie o tych wszystkich wyścigach? Dobra, teraz to nie ważne on nie może mnie zobaczyć. Prześlizgnęłam się, wsiadłam do Nissana i odjechałam z piskiem opon.
    ____________________________________________________________________
     Przepraszam pingfinki, że tak długo nic nie dodałam. Mam nadzieję,że Wam się spodoba, a i edytowałam Chapter 1. 

sobota, 14 lutego 2015

Chapter 1

Eve

Tego poranka obudziły mnie promienie słoneczne wpuszczone przez moje okno, lecz czegoś mi brakowało. Mianowicie chodzi mi o Brian'a, z którym zasypiałam. Był wczoraj jakiś dziwny. Miałam wrażenie, że coś przede mną ukrywa. Przeturlałam się na drugą stronę łóżka w zamiarze wstania. Wtedy usłyszałam dźwięk gniecionej kartki. Była ona podpisana moim imieniem, więc zaczęłam ją rozwijać aby przeczytać jej zawartość.
"Droga Eve,
wiem że powinienem Ci to powiedzieć prosto w twoje śliczne oczy, ale nie dałem rady. Musze wyjechać, ale tym razem nie na dwa dni tylko na dłużej. Mam problemy. Nie wiem kiedy, ale na pewno wrócę. Pewnie teraz nic nie rozumiesz, ale nie mogę Ci o tym powiedzieć.
Kocham
Brian"
W ogóle tego nie rozumiałam. Poczułam jak łzy napływają mi do oczu i znajdują ujście na moich policzkach. Do pokoju Joana ubrana w białe rurki, czarną bluzkę z The Rolling Stones i czarne Vans'y. Widząc, że płacze usiadła obok mnie na łóżku i złapała moje dłonie.
- Ty płaczesz? Co się stało? - spytała.
To rzadki widok zobaczyć mnie płaczącą. Nie byłam w stanie jej odpowiedzieć, więc podałam jej kartke od Brian'a. Zaczęła przesuwać po niej wzrokiem, kiedy skończyła uśmiechnęła się i powiedziała.
- Nie martw się, przecież dobrze wiesz jaki jest Brian. Wprost uwielbia wycinać Ci  kawały.
- Masz racje. - otarłam łzy - Dobrze pamiętam jak zadzwonił w środku nocy i powiedział że jesteś w ciężkim stanie w szpitalu. Dupek!
- Wstawaj i się ubierz, chyba nie chcesz się spóźnić na zakończenie roku, co?!
- Okay. - odpowiedziałam, szybko wstawając z łóżka i kierując się do łazienki.
Ubrałam się w czarne rurki, szarą bluzkę z AC/DC i czarne Convers'y. Zeszłam na dół do kuchni, gdzie czekała mama i Joana. Usiadłam przy stole obok siostry, a rodzicielka podała mi śniadanie składające się z kanapek i kakałka.
- Odkąd się tu wprowadziłyśmy ... - czyli jakiś rok temu - ... spotykam się ze świetnym facetem.
- Skoro jest taki "świetny" to nam o nim opowiedz. - te sarkazmy, uwielbiam je.
- Ok. Ma na imię Frank, ma 44 lata i chce was poznać.
- Czym jeździ? - ta moja ciekawość ... 
- Range Rover 4x4 rocznik 2010. - odpowiedziała.
- Troche zjebany rocznik, ale poza tym może być. - jak ja kocham ją wkurzać.
- Po pierwsze wyrażaj się, a po drugie zaprosiłam go dzisiaj na kolacje więc się nie spóźnijcie i bądźcie miłe, okay?
Chciałam już jej coś "pięknego" powiedzieć co o tym sądze, ale Joana mnie wyprzedziła.
- Okay, ale teraz musimy już wyjeżdżać bo się spóźnimy do szkoły.
Pożegnałyśmy się i poszłyśmy w stronę garażu gdzie znajdował się mój czarny, matowy Nissan Skyline GT, którego wygrałam w wyścigu cztery miesiące temu. Mama nadal myśli, że Brian mi go pożyczył i niech tak myśli. Czym mniej wie tym lepiej dla wszystkich.
- Stójcie! - krzyknęła mama - Ja was zawiozę.
Zgodziłyśmy się, niech się kobieta cieszy. Wsiadłyśmy do jej srebrnego Cadillaca, włączyłyśmy radio na naszej ulubionej stacji i  ruszyłyśmy. Po jakiś dziesięciu minutach byłyśmy pod budynkiem szkoły.
- Przyjechać po was? - spytała.
- Nie, przejdziemy się. - odpowiedziała Joana. 
Pomachała do nas i odjechała.
Apel był strasznie nudny. Czekałyśmy tylko na radosne słowa "do zobaczenia po wakacjach". Zadzwonił ostatni dzwonek w tym roku. Wszyscy naraz wychodzili, a raczej wybiegali z budynku. Wychodząc musiałyśmy się przeciskać przez tłum spoconych nastolatków.
Za bramą szkoły zauważyłyśmy bardzo nam znane czarne BMW x6. Z auta wyszedł Brian ubrany w jeansy i biały T-shirt oraz Roman. Gdy tylko zobaczyłam Brian'a podeszłam do niego, rzuciłam mu się w ramiona, całując go przy tym w policzek.
- Przestań mi wycinać te wcale nie śmieszne żarty, okay? - powiedziałam uśmiechając się do niego.
- Ale to nie żart. To prawda. Wyjeżdżam. - oznajmił.
- Co?! - zapytałam nadal w to nie wierząc.
- Mam problemy. Musze wyjechać.
- Jakie problemy? - nie odpuszczałam.
- Moja siostra Emily ma kłopoty i to ogromne. Jadę jej pomóc.
- To Ty masz siostrę? - zapytała Joana, która nas podsłuchiwała.
- Tak. - odpowiedział.
Poczułam jak łza spływa mi po policzku.
- Eve, wrócę. Obiecuję Ci. - zapewnił mnie.
Otarł mi łzy i przytulił tak mocno że nie było między naszymi ciałami miejsca nawet na kartkę papieru.
- Kocham Cię. - wyszeptałam mu do ucha.
- Ja Ciebie też, Eve. - odpowiedział i mnie pocałował, a żadne z nas nie chciało przestawać.
- A może was odwieziemy do domu? - zapytał Roman. on zawsze musi wszystko zepsuć. Nie moja wina że Joana go nie chce. 
Brian się odsunął, otworzył drzwi auta i gestem zachęcił mnie i Joane do wejścia. Przez całą drogę nikt nic nie powiedział. Gdy tylko dotarliśmy na miejsce, wyszłyśmy z BMW i pokierowałyśmy się w stronę drzwi wejściowych. Wtedy Brian złapał mnie za biodra, przybliżając do siebie i po raz ostatni mnie pocałował.
- Pamiętaj, nie szukaj mnie, ja znajdę Ciebie. - spojrzał mi w oczy - Będę tęsknić.
Po tych słowach odsunął się, wsiadł do samochodu i odjechał. Wtedy poczułam rękę siostry na ramieniu, spojrzałam na nią, a ona się uśmiechnęła.
- Będzie dobrze, zobaczysz.
Weszłyśmy do holu. Ściągając buty mama powiedziała że za dwie godziny przyjedzie Frank, na co kiwnęłyśmy głowami i przeszłyśmy do salonu. Oglądałyśmy WWE kiedy usłyszałyśmy dzwonek do drzwi. Mama poszła otworzyć. W drzwiach stał dobrze zbudowany, wysoki mężczyzna. Ubrany był w ciemne jeansy, biały T-shirt i czarną marynarkę.
Mam dziwne wrażenie ze już go gdzieś widziałam, tylko gdzie?
- Witaj Frank! - mama powitała go pocałunkiem w usta - Poznaj moje córki. - wskazała na nas.
- Witam, jestem Frank. - przywitał się uśmiechając od ucha do ucha.
Odwzajemniłyśmy uśmiech i na prośbę mamy zaprowadziłyśmy go do jadalni. Usiadłam przy stole obok Joany, a mama z Frank'iem naprzeciw nas. Zaczęliśmy jeść. Często na niego spoglądałam żeby sobie przypomnieć gdzie go mogłam spotkać, ale na marne. W pewnym momencie Joana zapytała ich jak się poznali. Zaczęli opowiadać. Myślałam że opowiedzą w skrócie, ale się pomyliłam. Trwało to tak długo że zdążyłam zjeść dwudaniowy obiad i deser, a na dodatek co chwile się całowali. To było takie słodkie że prawie zwróciłam to co zjadłam. Czas na moją ciekawość.
- Gdzie pracujesz Frank? 
Mama i Joana spojrzały na mnie jakby  chciały mnie teraz spoliczkować, no ale cóż ciekawość okazała się silniejsza. 
- Pracuje jako dowódca antyterrorystów w jednostce SWAT. - odpowiedział.
Wiedziałam że go już gdzieś widziałam. To on wtedy chciał nas aresztować na wyścigu na starym lotnisku. Całe szczęście chyba nas nie pamięta, chyba.
Kiedy wieczór dobiegł końca, a Frank miał już jechać, on i mama zatrzymali się przed drzwiami.
- Dziewczynki musimy wam powiedzieć o dwóch ważnych rzeczach. - powiedziała mama.
- Pierwsza to taka że zamierzamy się pobrać jeszcze w te wakacje. - oznajmił Frank.
- A druga jest taka że po ślubie przeprowadzamy się do Sydney w Australii. - dokończyła.
Stałam jak jakaś ostatnia idiotka czekając że powiedzą że to był żart, ale tak się nie stało.
- Gratulacje. - odezwała się Joana.
Pożegnałyśmy się z Frankiem. Mama poszła posprzątać po kolacji, a my poszłyśmy do naszego pokoju. Zaczęłyśmy szykować się spać, kiedy Joana zaczęła.
- Czemu się nie cieszysz? Coś się stało?
- Too much information in one day, Joana. Najpierw Brian wyjeżdża, potem mama i Frank mówią że się wyprowadzamy i na deser to Frank nas próbował aresztować na tamtym wyścigu. - odpowiedziałm.
- Co?!
- Nie przesłyszałaś się. Trzeba mieć na niego oko. On nie może się o nas za dużo dowiedzieć. - oznajmiłam nadal niedowierzającej siostrze.
- Okay, ale teraz idę spać, muszę się z tym przespać. Tobie też to radzę. Dobranoc.
- Dobranoc.
***(2 miesiące później)***
To były długie dwa miesiące . Brakowało mi Brian'a. Zastanawiałam się czemu mi nie powiedział że ma siostrze, no nic może miał jakieś ku temu powody. Mama i Frank wzięli ślub tydzień temu, ale na szczęście się nie wprowadził. nie opłacało się skoro wyjeżdżamy za ... trzy dni. Mama kazała nam się lepiej poznać z Frankiem, ale przecież nie powiemy mu że ścigamy się w nielegalnych wyścigach i byłyśmy w gangu, no way. To właśnie dlatego przeprowadziłyśmy się z Warszawy do Miami.
Frank przyjechał w sobotę swoim czarnym Range Rover'em. Mama zaprowadziła go do naszego pokoju. Zapukał i wszedł.
- Cześć dziewczynki! - przywitał się z szerokim uśmiechem na twarzy - A gdzie Joana?
- Hej Frank, przypominam że nie jesteśmy już małymi dziewczynkami więc przestań nas tak nazywać, a Joana poszła do garażu po walizki.
- Okay już was tak nie będę nazywać. - powiedział.
Otworzyły się drzwi. Weszła Joana dźwigając ze sobą cztery, wielkie walizki.
- Hej Frank! - przywitała się, odstawiając walizki gdzieś na bok.
- Przez te całe wakacje jakoś tak nie było czasu, dlatego dzisiaj opowiemy Ci coś o sobie, ale liczymy na rewanż. - powiedziałam.
- Okay, okay. - odpowiedział cały czas się uśmiechając.
Zeszliśmy do salonu. Joana została z nim, a ja poszłam zrobić mu kawę. Moim zdaniem jest od niej uzależniony tak jak ja kiedyś od ekstazy. Zalałam kubek z kawą wodą i zaniosłam mu ją. Usiadłam na fotelu. Zaczęliśmy rozmawiać na różne tematy zaczynając od szkoły, a kończąc na muzyce. Ale to co Frank powiedział potem totalnie nas zamurowało.
- Wiem że się ścigacie.
Nastała przerażająca cisza. 
- Ale ja się nie ścigam tylko Eve. - wtrąciła Joana.
- Zamknij się. - uciszyłam ją - Skąd to wiesz?
- Mam dostęp do wszystkich dokumentów policji i wojska. - odpowiedział.
Fuck. Jak ja mogłam o tym zapomnieć.
- Myślicie że was nie widziałem na wyścigach? - zapytał, ale nie odpowiedziałyśmy mu.
- Chyba nie powiedziałeś o wyścigach mamie? - zapytała Joana.
- Nie. I nie powiem jeżeli przestaniecie się ścigać. Nie chce żebyście sobie coś zrobiły. Umowa stoi? 
Zależy mu na nas.
- Okay, umowa stoi. - zgodziłyśmy się na ten układ. Wtedy zadzwonił mu telefon. Okazało się że to ktoś z jego pracy i musiał już jechać. Pożegnał się z nami i wyszedł.
- Ale się porobiło. I co teraz przecież za dwa dni jest wyścig. - powiedziała Joana
- Nic. Pojedziemy, tylko tym razem musimy na niego uważać. - oznajmiłam.
- Jak chcesz to zrobić, geniuszu? - zapytała.
- Zobaczysz. - uśmiechnęłam się do siostry. 
Poszłyśmy do naszego pokoju się spakować. Zajęło nam to do pierwszej nad ranem, więc gdy tylko skończyłyśmy położyłyśmy się spać.


    - Mamo wychodzimy! - krzyknęłam do mamy.
    - Okay, kiedy wrócicie?! - zapytała.
    - Nad ranem. - oznajmiła Joana.
    Wyszłyśmy z domu i odjechałyśmy Nissanem. Co prawda naszym celem był wyścig, ale żeby nie wzbudzać podejrzeń pojechałyśmy najpierw na imprezę pożegnalną.
    Już przed samym wejściem można było zauważyć dobrze bawiących się ludzi. Weszłyśmy do środka i na samo powitanie jakieś dziewczyny podały nam kubki z alkoholem. Wchodząc do dalszego pomieszczenia ktoś mnie klepnął w ramie, odwróciłam się.
    - Dziewczyny czemu mnie opuszczacie? - to był nasz mechanik i najlepszy przyjaciel Han.
    - To nie nasza decyzja, dobrze o tym wiesz. - odpowiedziałam zauważając że Joana poszła na parkiet. - Myślałam, że nie lubisz takich imprez.
    - Bo nie lubie. Przyszedłem Wam tylko powiedzieć, że wyścigu nie będzie. - oznajmił.
    - Czemu?! - zapytałam.
    - Pamiętasz tego gościa co nas prawie aresztował na tamtym wyścigu? - kiwnęłam głową że niestety wiem o kogo chodzi. - Zgłosił glinom ze jest wyścig. Jebany sukinsyn. Dostanie za swoje. - przytulił mnie na pożegnanie, dopił drinka i wyszedł. Strasznie mnie ciekawiło skąd Frank wiedział o wyścigu, ale postanowiłam się tym dłużej nie martwić. Poszłam do barku, wypiłam trzy drinki, a resztę imprezy przetańczyłam najpierw z Joaną,a potem ze znajomymi z naszej szkoły.
    Kiedy spojrzałam na zegarek było wpół do piątej. Rozejrzałam się po zatłoczonym salonie w celu znalezienia Joany, ale na próżno bo nigdzie jej nie było. Zapytałam jakąś mocno zaćpaną laske czy ją widziała, a ona na to że poszła z kimś do kuchni. Czasami mnie przeraża ludzka głupota. Udałam się więc tam przeciskając przez tłum zapitych nastolatków. To co w tej kuchni zobaczyłam … nie spodziewałam się po niej tego. Stała oparta o ściane całując się ze swoim byłym. Podeszłam do nich stukając go w plecy. Odwrócił się z miną typu „ To znowu ty?!”
    - Odbijamy. - oznajmiłam łapiąc ją za ramie i zabierając do wyjścia.
    - Co … ty … robisz?! - zapytała mnie oburzona Joana, która zdecydowanie za dużo wypiła jak na jedną noc.
    - Zabieram Cie do domu. - poinformowałam siostre, wpychając ją do auta.
    Dojeżdżając do domu zaczęła mnie przepraszać, a ja już nie wytrzymałam. Musiałam jej to wygarnąć.
    - Nie masz za co mnie przepraszać. Przyzwyczaiłam się do tego że na każdej imprezie muszę cie niańczyć.
    Wyszłam z Nissana biorąc siostre ze sobą. Zaprowadziłam ją do pokoju i położyłam ją spać.
    - Dziękuje. - usłyszałam wychodząc z pokoju. Pokierowałam się do kuchni, w której siedział Frank popijając kawe. Moim zdaniem on jak i większość ludzi na świecie jest uzależniony od kawy. Otworzyłam lodówke, sięgnęłam po mleko czekoladowe, wlałam je do szklanki i usiadłam naprzeciw niego.
    - Czuje alkohol. Prowadziłaś po alkoholu? - zapytał z zaniepokojeniem.
    - Nie piłam. - odpowiedziałam lekko naginając prawde.
    - Czemu?
    - Nie przepadam, a poza tym ktoś musiał pilnować Joany, żeby nie było znowu striptizu na stole.
    Chyba po raz pierwszy razem się śmialiśmy od momentu gdy się poznaliśmy. To było dziwne, ale i przyjemne. Jednak musiałam poruszyć ten temat, on nie dawał mi spokoju.
    - Skąd wiedziałeś o wyścigu?
    - A wy chyba mi obiecałyście, że nie będziecie się już ścigać, prawda? - nie nawidze kiedy on odpowiada mi pytaniem.
    - Prawda, ale to miał być pożegnalny wyścig, więc … stwierdziłyśmy że okazjonalnie … ten ostatni raz … możemy?
    Wstał, spojrzał na mnie zawiedziony i powiedział.
    - To źle stwierdziłyście. Macie ostatnią szanse, nie zmarnujcie jej.
_________________________________________________________________


Hejooo Pingwinki.
Jak Wam się podoba pierwszy rozdział?
Od razu przepraszam za błędy C;
PS. To mój pierwszy ff.