Chapter
2
Eve
- Dziewczyny wstawajcie!
Spóźnimy się przez Was! - usłyszałam krzyki mamy.
- Jeeszczee pięęć
minuut. - powiedziałam ziewając.
- Macie dwadzieścia
minut! - dała nam stanowczo do zrozumienia że nie da nam już
pospać i zabrała nasze walizki na dół.
- Będę pierwsza! -
krzyknęła Joana wstając z łóżka z prędkością światła i
zamykając się w łazience.
- Tylko się pośpiesz!
- Chciałabyś. -
odpowiedziała .
Stwierdziłam, że nie
chce mi się czekać aż łaskawie wyjdzie z łazienki. Ubrałam się
w czarne rurki i bluzę, a na nogi nałożyłam trampki. Zbiegłam na
dół, wzięłam kluczyki od Nissana wyszłam na podjazd.
- Gdzie się wybierasz? -
zapytał Frank.
- Joana znów była
szybsza, dlatego jadę do Hana i zaraz wrócę.
- Okay, jedź tylko wróć
cała i się nie spóźnij.
Zdziwiło mnie że się
zgodził. Wsiadłam do samochodu i ruszyłam. Po czterech minutach
byłam pod domem przyjaciela. Zapukałam do drzwi. Po chwili
usłyszałam dźwięk otwieranego zamka.
- Eve, wróciłaś! -
wykrzyknął radośnie Han przytulając mnie tak mocno że nie
mogłam oddychać.
- Śpieszę się, Joana
była szybsza, znowu. Więc z łaski swojej puść mnie, okay?
- Okay, wchodź. Zaraz
Ci uszykuje ręcznik. - powiedział śmiejąc się ze mnie że
przyjechałam tylko wziąć prysznic. Podał mi ręcznik i wskazał
już dobrze mi znane drzwi jego łazienki. W czasie kiedy brałam
prysznic usłyszałam dziwną rozmowę telefoniczną:
- Jest
u mnie Eve … Bierze prysznic ... Za dziesięć minut … Okay,
przecież pamiętam … Do następnego ...
Z
kim on rozmawiał? I o czym on pamięta? Muszę się czegoś
dowiedzieć. Spojrzałam na telefon. Zostało pięć minut. Zeszłam
do salonu. Han siedział na kanapie i coś oglądał.
-
Muszę już jechać. - oznajmiłam. Wstał i mnie przytulił. Jaka
ze mnie wyrodna przyjaciółka. Jak ja mogłam nie zauważyć. - Co
się stało? - zapytałam wskazując na jego podbite oko.
-
Nie ważne. To nie Twoja sprawa.
-
Dobra, niech Ci będzie. Będę tęsknić. - mówiąc to wtuliłam
się do niego.
-
Przecież wiesz że ja bardziej. A wiesz że zostały Ci trzy
minuty?
- O
fuck. - podbiegłam do samochodu, pomachałam do Hana. Kiedy
odjeżdżałam zauważyłam jak macha do mnie jak jakiś psychopata,
cały on. Będzie mi go brakować.
Po
drodze zadzwoniłam do Franka że pojadę od razu do portu. Zanim
jednak tam pojechałam mój żołądek przypomniał mi że nie jadł
dzisiaj śniadania, więc wstąpiłam do Burger King'a. Wjeżdżając
do portu zauważyłam Joane trzymającą w ręku kartkę z napisem
„Eve to trol”. Zabije ją. Zaparkowałam na promie i podeszłam
do niej.
-
Sama jesteś trolem.
-
Też Cię kocham siostrzyczko. - powiedziała głupio się
uśmiechając. Poszłyśmy poszukać Franka i mamy. Gdy ich
znaleźliśmy pokazali nam kajutę i powiedzieli że będziemy
płynąć trzy dni. Co?! Ja i Joana w jednej kajucie przez trzy dni?
Co ja im takiego zrobiłam?
To
były trzy najnudniejsze dni w całym moim życiu. Zwiedziłam cały
prom w wzdłuż i w szerz chyba z dziewięć razy. Jedną jedyną
rzeczą która mnie zaciekawiła było Bugatti Veyron identyczne do
Bugatti Hana. Może to czysty zbieg okoliczności. Ważne że
dobiliśby do brzegu. Nie wiedziałam że w Australii jest tak
ciepło. Mogłam słuchać p.Hall na geografii, a nie muzyki. Miałam
na sobie jeansy, więc wyobraźcie sobie jak było mi cholernie
gorąco.
-
Trzeba było ubrać spodenki tak jak ja,a nie teraz kisić się w
jeansach. - musiała mi dogadać na dzień dobry.
-
Hahaha, śmieszne w chuj. Gdybym wiedziała, że jest tu tak ciepło
to bym je ubrała, ale nikt nie raczył mnie o tym poinformować. -
powiedziałam.
-
Dziewczyny chodźcie na górę do samochodu. Mama już czeka. -
oznajmił Frank.
-
Chciałeś chyba powiedzieć do samochodów, co nie? - to znów było
silniejsze ode mnie. Frank nie lubi kiedy go się poprawia albo
mówi, że nie ma racji, a ja wprost uwielbiam to robić.
-
Czy ty zawsze musisz mnie poprawiać?! - spytał podirytowany.
- Okay, już nie będę. - odpowiedziałam idąc razem z nimi na
górny pokład. Mama już na nas czekała. Dała mi kluczyki.
Wsiedliśmy do samochodów i ruszyliśmy. Po godzinie jazdy byliśmy
na miejscu. Spokojna dzielnica, duży dom z garazem. Jak dla mnie to
zbyt normalne. Znając moje „szczęście” pewnie któraś z
sąsiadek to wredna i wkurwiająca suka. Wyciągnęliśmy walizki i
pudła z aut i zanieśliśmy do salonu. Dom w środku był jeszcze
większy niż od zewnątrz. Duży salon z jadalnią, kuchnia z
wysepką, biuro Franka i mamy oraz ich sypialnia z łazienką
znajdują się na dole, a na górze były dwa pokoje połączone
łazienką.
Obudziłam
się koło piętnastej. Wyjrzałam przez okno, taki nawyk z L.A. Nie
widziałam samochodów rodziców, tak dobrze słyszeliście RODZICÓW,
ale Frank zawsze zostanie Frankiem. Zeszłam do kuchni z zamiarem
wypicia mleka czekoladowego. Zamiast mleka znalazłam liścik. Jak
ja uwielbiam liściki z rana.
„Dziewczynki
śniadanie macie w lodówce, fajnie by było jakbyście zrobiły
porządek w garażu. My pojechaliśmy załatwić sprawy związane z
przeprowadzką, a potem wjedziemy na zakupy, Wrócimy około
siedemnastej. Kochamy. Mama i Frank”
Poszłam
obudzić Joane, ale w połowie drogi do jej pokoju przemyślałam
sobie jedną sprawę. Jak ją teraz obudzę to znów zajmie łazienkę.
Choć raz chciałam poczuć jak to jest, ale stwierdzam że to nic
nadzwyczajnego. Skierowałam się do pokoju siostry, otworzyłam
drzwi i naskoczyłam na nią.
-
Wstawaj, trzeba posprzątać w garażu. - krzyknęłam prosto do jej
ucha. - Za pół godziny widzę cie w garażu, a i śniadanie masz w
lodówce. - powiedziałam wychodząc z jej pokoju.
Otworzyłam
garaż i zaczęłam rozpakowywać pudła. Miałam wrażenie że ktoś
mnie obserwuje, ale dla własnego bezpieczeństwa nie chciałam się
odwracać, więc zerknęłam w ekran mojego telefonu i co widzę???
Jakiegoś czerwonowłosego chłopaka gapiącego się prosto na mój
tyłek. Wtedy do garażu weszła Joana.
-
Pomóc ci? - zapytała.
-
Już skończyłam. - odpowiedziałam wkurzona, jak zwykle
księżniczka nic nie robi.
-
Przecież mogłaś na mnie poczekać.
-
Wolałam to zrobić sama niż czekać na ciebie dziesięć lat zanim
pofatygujesz się tu przyjść. Już nie mówiąc że ty zawsze się
spóźniasz.
-
Dobra, dobra. Lepiej powiedz czy już wymieniłaś te świece.
-
Trzecia szuflada po lewej, podasz? - spytałam podnosząc maskę
Nissana. Siostra podała mi świece. Gdy pochyliłam się nad autem
poczułam za sobą czyjąś obecność.
-
Może ci pomóc? - zapytał czerwonowłosy.
-
Nie. Dam sobie rade. - odpowiedziałam.
-
Tak ogólnie to jestem Michael i mieszkam naprzeciwko.
Co z
niego za zboczeniec, ja bym nie miała odwagi mówić do kogoś i
jednocześnie patrzeć się tej osobie w biust.
Zamknęłam
maskę auta i stanęłam obok siostry.
- Ja
jestem Eve, a to moja siostra Joana. - przedstawiłam nas, podając
mu rękę.
-
Oh, już przyjechała. - powiedział.
-
Kto? - zapytała siostra.
-
Moja siostra Iggy. - mówiąc to skierował się na swój podjazd na
którym właśnie zaparkował czarny Dodge Challenger SRT z
czerwonym pasem. Z niego wyszła drobna brunetka z czerwonymi
końcówkami.
-
Mówiłem żebyś nie jeździła, prawda? - krzyknął na siostre.
-
Nie sraj tęczą Michael. Byłam tylko w sklepie. - odpyskowała mu.
Już ją lubie.
-
Siemka. - zaczęłam żeby rozluźnić napięcie między
rodzeństwem.
- A
to kto? - zapytała.
- To
Eve, a to Joana. Nasze nowe sąsiadki. - wyjaśnił.
- W
takim razie witam w sąsiedztwie. Jestem Iggy. - powiedziała z
uśmiechem na twarzy.
Nagle
usłyszeliśmy krzyki za nami.
-
Czy wy zawsze musicie się tak głośno zachowywać? - krzyknęła
do nas nieznana mi starsza pani.
-
Niech się pani zajmie czymś innym niż uprzykrzanie nam życia. -
powiedział Michael.
-
Jeszcze jedno słowo, a …
-
Zrobie z pani szanownej dupy jesień średniowiecza, więc niech
sobie pani już idzie. - odszczekałam tej starej babie, już nie
mogłam jej słuchać.
-
Dzwonie do twoich rodziców. Jak się nazywasz?
-
Sally Meatball. - odpowiedziałam.
Najwyraźniej
uwierzyła bo się ulotniła.
-
Jesteś genialna! - usłyszałam z ust Iggy.
-
Niby czemu? - zapytałam.
- Po
raz pierwszy ktoś załatwił Muryel. - wyjaśniła.
-
Dzięki.
- Do
jakiej szkoły będziecie chodzić? - zapytała.
- Do
Christian coś tam School. - odpowiedziała Joana.
-
Czemu wszyscy muszą chodzić do tej szkoły. To nie fair, że muszę
chodzić do szkoły w Hornsby.
- To
pogadaj z rodzicami żeby cie przepisali. - zaproponowała Joana.
- O
nie! Nie ma mowy! Ona nie będzie chodzić do tej samej szkoły co
ja. - zaprotestował Michael.
- A
to dlaczego? - zapytała oburzona Joana
-
Jak mówie nie, to nie. Koniec tematu. I się nie interesuj. -
naskoczył na moją niczego winną siostre, a po chwili odjechał w
nieznanym mi kierunku. Wtedy dostałam sms'a.
Nieznany:
Wyścig. Dzisiaj. O 23.
Ja:
Gdzie?
Nieznany:
Liczyłem na taką odpowiedź. Lotnisko przy A14.
Ja:
Kim jesteś?
Nieznany:
Znasz mnie, ale dowiesz się w swoim czasie.
-
Kto to ? - zapytała Joana.
-
Nie interesuj się.
- Dziewczyny, ja już lecę. Miło było was poznać. Do następnego.
- pożegnała się Iggy.
Było
koło dwudziestej trzeciej. Wahałam się czy jechać czy nie, ale
pokusa była zbyt wielka. Zeszłam na dół i jak zawsze szukałam
mojego drugiego buta. Eve ale z ciebie nie ogar.
-
Gdzie się wybierasz? - zapytał Frank.
-
Nie mogę spać, jadę sobie pojeździć.
-
Pamiętaj że mi coś obiecałaś.
-
Wiem.
- A
jeśli szukasz buta to jest na blacie w kuchni.
Powędrowałam
po buta zastanawiając się jak się tam znalazł, no nic muszę się
pogodzić że mam skleroze.
Gdy
dojechałam na miejsce poczułam się jak w L.A. Szybie tuningowane
auta, zapach spalin. Kiedy szukałam wolnego miejsca do zaparkowania
w tłumie tych wszystkich miłośników wyścigów zauważyłam
znaną mi już czerwoną czuprynę Michaela. Zaparkowałam nie
daleko niego. Chciałam podejść, ale w połowie drogi z kimś się
zderzyłam.
-
Patrz jak łazisz tępy azjato!
-
Nie jestem azjatą!
- Powiedz to swoim
skocznym oczom!
- Przestań, bo …
- Bo co Calum? - nie
wierze, to nie może być on, a jednak.
- Han?
- Nie, twoja babcia.
- Podeszłam do niego i
mocno się wtuliłam.
- To wy się znacie? -
zapytał zdziwiony, jak mu tam, Calum? Chyba tak. W każdym razie
chodzi mi o tego azjate, który upiera się że nim nie jest, ale
dobra nie mu będzie.
- A tak jakoś wyszło
co nie prosiaczku? - wyjebie mu kiedyś za tego prosiaczka.
- Taa.
- To wy ten tamten? Han
nie chwaliłeś się.
- Bo nie ma czym! -
krzyknęłam.
- Wstydzisz się mnie?
- My nie jesteśmy razem
kretynie! - z kim ja żyje?
- Okay, Eve to moja
przyjaciółka przyjaźnimy się od piaskownicy. - wyjaśnił.
- Aaa, bo ja myślałem
… - zaczął Calum.
- to źle myślałeś. A
poza tym to sorry że tak na ciebie naskoczyłam.
- Spoko.
- A tak w sumie to skąd
wiedziałaś o wyścigach? - zapytał Han.
- Dostałam sms'a.
- Od kogo?
- Nwm, ten ktoś napisał
że go znam ale dowiem się w swoim czasie kto to. Więc myślałam
że to Ty.
- Nie, to nie ja.
Przypomniało mi się że
nie zamknęłam auta więc zerknęłam czy jeszcze je posiadam i
tak, nadal je posiadam. Ale zaraz. Co?! Jak to możliwe?! Przecież
oni, to, co on tu robi?!
- Ej, Eve co jest? -
zapytał Han.
Wskazałam miejsce obok
mojego samochodu i zapytałam.
- Ty też Go widzisz?
- Ale jakiego Go? -
zapytał.
- Romana. -
odpowiedziałam.
- Rozmawialiśmy już o
tym. Oni wyjechali, ich nie ma. Musiało ci się przewidzieć. -
próbował mi wmawiać że mam przewidzenia. Fakt oni wyjechali, ale
z L.A. , i nie powiedzieli gdzie się wybierają.
- Eve ja już lecę.
Trzymaj się. - pożegnał się Han przytulając mnie. Pięknie,
zostawił mnie samą z Calumem. Postanowiłam go trochę
powypytywać.
- Calum, kto to jest? -
wiem nie powinnam ale muszę wiedzieć czy to on czy nie.
- Ten murzyn? - zapytał.
- Tak.
- To Roman, zazwyczaj
przyjeżdża z takim blondasem, ale dzisiaj go nie ma.
- Z Brian'em?
- Tak.
- Dzięki, jestem twoją
dłużniczką. Do następnego.
- Pa.
Chciałam iść do
Romana i go zaskoczyć, ale to ja zostałam zaskoczona. Na teren
lotniska wjechała policja z Frankiem na czele. Fuck!!! Skąd on wie
o tych wszystkich wyścigach? Dobra, teraz to nie ważne on nie może
mnie zobaczyć. Prześlizgnęłam się, wsiadłam do Nissana i
odjechałam z piskiem opon.
____________________________________________________________________
Przepraszam pingfinki, że tak długo nic nie dodałam. Mam nadzieję,że Wam się spodoba, a i edytowałam Chapter 1.